POSŁOWIE

Dzieje tej książeczki same w sobie są opowieścią wpisaną w polską historię książki, wydawnictw, literatury, ale też po trosze wychowania, polityki i innych rzeczy. Składa się ona z wspólnie wydanych trzech utworów: Czarna jama, Ja, Opowieść, z których dwa pierwsze są reedycją, a trzecia, tytułowa Opowieść, ukazuje się w tej formie po raz pierwszy.

A było to tak... Gdy w roku 1984 ukazało się pierwsze wydanie Czarnej jamy rozległy się burzliwe protesty przeciwko "straszeniu dzieci". Utwór uznano za przejaw "patologicznego horroru" i sugerowano, że sprzedawać go należy wraz "z nervosolem i środkami nasennymi dla dzieci". Ogłoszono też, że nastąpił skandal wydawniczy, ponieważ na polskim rynku książki, dotychczas nieskazitelnie uspołecznionym, pojawił się prywatny wydawca, a po takim, jak wiadomo, można się spodziewać wszystkiego najgorszego. Na łamach "Nowych Książek" bronił wierszyka młody asystent polonistyki warszawskiej, Grzegorz Leszczyński /obecnie dziekan tego wydziału/. Sprawą zainteresował się sam generał Jaruzelski. Ministerstwo Kultury i Sztuki udzielało gorączkowych wyjaśnień.

Spłoszony atakami wydawca /przedsiębiorstwo polonijno-zagraniczne "Arka"/ odstąpił od wydania trzeciej książeczki, która była już zilustrowana.

Można z dużą satysfakcją stwierdzić, że minęła od tej pory cała epoka myślowa, a wraz z nią dogmatyczne przekonanie, że to o czym się nie pisze - nie istnieje. Dziecięce lęki i niepokoje stały się pełnoprawnym tematem literatury dziecięcej, zgodnie z przyjętym w psychologii współczesnej poglądem, że ich przemilczanie nie przynosi dziecku korzyści, a jedynie pogłębia jego osamotnienie i bezradność; zaś strach jest uczuciem nieodłącznie towarzyszącym psychice człowieka, zarówno dorosłego, jak i małego.

Być może zresztą interesy dzieci stały się, jak to nieraz bywa, koniem trojańskim, w którego wnętrzu kryło się coś zupełnie innego. Wieść gminna niosła, że w książeczce ktoś dopatrzył się ukrytych aluzji politycznych, a może nawet, o zgrozo, seksualnych. Błaha ta sprawa, wydaje się teraz być wyjęta raczej z jakiejś humoreski Gogola, niż z prawdziwego życia i mówiąc szczerze niezbyt dziś kogokolwiek obchodzi, jakie buldogi walczyły w niej pod dywanem.

Wierszyki, zamieszczone w niniejszym zbiorze były od tamtego czasu wielokrotnie publikowane, ich treść nikogo już obecnie nie dziwi. Ukarane zostały przede wszystkim znakomite ilustracje Stasysa Eidrigieviciusa, które były równorzędną, a kto wie czy nie pierwszorzędną częścią całego przedsięwzięcia. Po trwającej ponad ćwierć wieku kwarantannie pragniemy je pokazać nowemu pokoleniu polskich miłośników książki. Jest to tym bardziej ważne, że Stasys, ten niezwykły czarodziej obrazu, urzekający tajemnicą, niepokojem, tęsknotą, tak mało książek dla dzieci zilustrował w Polsce. Za piękne i perfekcyjne wydanie Opowieści składam szczególne wyrazy wdzięczności wydawnictwu "Mila".

Podziękowania należą się jeszcze jednej osobie, która, można powiedzieć, stoi u genezy wszystkich trzech wierszyków. Jest nią mój syn Antoni, którego wrażliwość, wyobraźnia i kartezjańskie odkrycia, były dla mnie inspiracją twórczą. Antoni to obecnie poważny pan, który mimo to wciąż ma "dużo myśli w głowie".

Z wdzięcznością wspominam, choć czas zatarł wiele szczegółów, wspaniały zespół redakcyjny wydawnictwa "Arka", którego artystyczna odwaga i determinacja powołały do życia nie tylko moje książeczki, ale też wiele innych pozycji, wydawanych wówczas jako skromne broszurki lecz jakością pomysłu zasługujące na to, aby znalazło się dla nich miejsce w historii polskiej książki dla dzieci, na wystawach i pośród wznowień odpowiedniej jakości. Ale to już inna historia, wspomnę więc tylko, że w małych pokoikach "Arki" na ulicy Boya w Warszawie zawsze można było się napić bardzo, bardzo interesującej kawy.

Joanna Papuzińska